Zwiedzamy średniowieczno-renesansow-barokowy pałac w Strudze, oprowadzani przez właścicielkę! W programie niezwykłe odkrycia sali balowej, pozostałości po wieży obronnej i ratujący pałac pan górnik – obrońca (zabytków) uciśnionych!
Pałac w Sarnach, położony na przedmieściach Ścinawki Górnej (hie hie), podobnie jak Gorzanów trudno nam ocenić na chłodno, ponieważ ponad stare dworzyszcza z milionem cudownych zabytkowności przedkładamy jedynie śliwki w czekoladzie. I to nie każde.
Podczas naszego ostatniego wywczasu na Dolnym Śląsku odkryliśmy nową kategorię zabytków, którą niniejszym chrzcimy mianem zamków horeszkowskich. Rzecz polega na analogii, jaką dostrzegamy między siedzibą magnacką z Pana Tadeusza i rezydencjami śląskimi. Klucznik Gerwazy wprawił w mickiewiczowską ruinę jedne drzwi, by mieć co otwierać i zamykać, a chodząc nakręcał zegary, tym samym utrzymując zamek przy życiu. Cały zestaw nawiedzonych przez nas rezydencyj funkcjonuje analogicznie, choć oczywiście to “wprawianie drzwi” ma nieco inny charakter, bo w długiej perspektywie (zwykle ćwierćwiecza), właściciele planują je wskrzesić z martwych (Gerwazy chyba nie miał takich planów).
Bydgoszcz (ta Bydgoszcz, znaczy się dama, co za cielęcych lat bardzo nas zadziwiało) odwiedziliśmy już co prawda jakiś czas temu (nie tak znowu dawno!), jednakowoż postanowiliśmy przybliżyć ją naszym zacnym Czytelnikom, jako chociażby cel wiosennej wyprawy. Otóż zwiedzanie Bydgoszczy warto rozpocząć od wycieczki stateczkiem skąd widać jak na dłoni, że jest to miasteczko żywe.
Ciepły monsun wielkopolski, pchając nas ku północy, wyrzucił nas w końcu, niczym pięciogłowego wieloryba, na brzeg Darłowa, gdzie przez czas jakiś zażywaliśmy wywczasu. Nie samym jednak plażningiem-smażingiem żyje człowiek, więc w miarę skromnych możliwości czasowych zwiedziliśmy przy okazji najważniejsze darłowskie zabytki.
Okoliczności ostatniego roku wymusiły na nas zwiększenie
nakładów na kanapowo-salonowy tryb życia, wobec czego, odczuwając nieskrywaną
tęsknotę za wolnym dostępem do kin i muzeów, postanowiliśmy odświeżyć zestawienie filmów związanych ze sztuką.
Gdańsk… Hmm… Jak by tu zacząć? Ze względu na niebotyczny obszar tematu korci nas trochę, żeby równocześnie zacząć i skończyć, kierując się parafrazą encyklopedycznego opisu konia, pióra Benedykta Chmielowskiego (Koń, jaki jest, każdy widzi). Ale że wspomniany, patronujący nam dzisiaj ksiądz Chmielowski w gruncie rzeczy miał dobre intencje i ostatecznie konia scharakteryzował (kierując się chyba tytułowym założeniem badawczym „…Mądrym dla memoryału, Idiotom dla Nauki…”), podejmiemy się jednak opisu tego sławetnego miasta.
Pomysł wycieczki do Gdyni był dotąd największym hazardem w historii żywotów krasnoludków, albowiem zakładał realizację za jednym zamachem kilku niespodzianek, paru dziecięcych marzeń oraz dokonanie tego wszystkiego w świecie szerokim, a w składzie rodzicielskim okrojonym, bo jednoosobowym.
Ocenę zdolności zabytkowych Lęborka zaczęliśmy od tutejszego muzeum miejskiego. Niestety, z uwagi na wyzierającą z każdego kąta pandemię wpuszczono nas tylko do sal pierwszego piętra, więc nasza recenzja tutejszych zbiorów ma charakter przymusowo wybiórczy. W każdym razie, jak to zwykle bywa w muzeach polskiej prowincji, wśród muzealiów nie było dzieł światowej klasy (inaczej jest np. we Francji, gdzie w każdej dziupli mają jakiegoś Moneta, Maneta czy Renoira), ale zdarzyło się kilka drobiazgów, które zwróciły naszą uwagę.
Jako że przeżywamy obecnie okres wakacji letnich, tudzież urlopów wypoczynkowych, postanowiliśmy sporządzić mały poradnik w rodzaju „gdzie jechać?”. Nasz poradnik jest niestety bardzo skromny, bo opisuje tylko jedną destynację, aczkolwiek jesteśmy zdecydowani wynagrodzić to naszym Czytelnikom opisując tę destynację możliwie dokładnie. Otóż jeśli chodzi o krajowy wypoczynek letni, blog zabytkowy najchętniej spędza czas w nadmorskiej Ustce